W spokojne, ciepłe dni wszystkie wzdręgi wyjadają pożywienie z powierzchni wody i zupełnie nie interesują je nawet smakowite kęsy zawieszone w toni.
Często przynęty podawane tradycyjnym zestawem ze spławikiem, nawet z bardzo długim przyponem, szybciej lub wolniej toną (również skórka chleba). Z kolei bez obciążenia nie sposób je rzucić dalej niż kilka metrów. Zdobycz tak łowiącego wędkarza jest zazwyczaj skromna. Ot, trochę drobnych ryb. Najokazalsze wzdręgi są bowiem bardzo ostrożne i zawsze trzymają się na uboczu żerującego stada.
Przed laty w jakimś zagranicznym piśmie wędkarskim znalazłem opis zestawu nazwanego szubieniczką. Pomysłodawca zachwalał go jako doskonały sposób na karpie żerujące przy powierzchni wody. Mnie jednak przy połowach karpi szubieniczka nie pomogła, natomiast stwierdziłem, że zawieszonymi na niej białymi robakami mocno interesują się duże wzdręgi.
Szubieniczkę łatwo zrobić z kulki lub łezki ze styropianu lub korka (ja wykorzystałem korpus złamanego spławika), plastykowej rurki i kawałka ołowianej taśmy. Trzeba nią wyważyć konstrukcję tak, aby jej dłuższe ramię utrzymywało się pod kątem około 45 stopni w stosunku do lustra wody. Szubieniczkę nawlekam na żyłkę i blokuję z dwóch stron stoperami, żeby się nie mogła przesuwać i utrzymywała haczyk z przynętą na powierzchni wody. Gdy ryba bierze, rurka się przechyla. Dla lepszej widoczności jej koniec maluję na jaskrawy kolor albo umieszczam tam kolorową plastykową kulkę.
Wzdręgi zazwyczaj łowię na białe robaki, niekiedy na kawałki bułki, chleba, dżdżownic lub na owady. Przynętę na szubieniczce mogę rzucić dowolnie daleko, ponadto zyskuje ona na atrakcyjności. Szubieniczka bowiem nigdy nie stoi martwo. Podmuchy wiatru i fale sprawiają, że kołysze się na wodzie, więc robaki to dotykają wody, to unoszą się w powietrze, a taki ruch doskonale prowokuje ryby do brania.
Wiktor Nowicki, Szczecin