Na szczupaki chodzimy w grubym swetrze, na okonie w koszuli z krótkimi rękawami. Tak mówią wędkarze skandynawscy. Jest to prawda, która się jednak odnosi tylko do czasu najlepszego żerowania. Na okonie łowione spiningiem dobra jest każda pora roku. Nawet zima, jeśli tylko mrozy są na tyle słabe, że nie zdołają skuć wody lodem.
Zbiornik zaporowym koło Gryfowa Śląskiego. Zimą widac okonie ścigające zimą gumy z takim wigorem, z jakim w środku lata polują na drobnicę….
O zachowaniu okoni w zimnej wodzie wędkarze wiedzą na ogół tyle, ile zobaczą podczas łowienia pod lodem. Mylnie więc sądzą, że okonie mało wtedy pływają i tylko siedzą w najgłębszych miejscach, oczywiście tam, gdzie przy dnie jest tlen. Tymczasem…
- Okonie są zimą nie mniej ruchliwe niż latem – mówi Krzysztof Gryniewicz, częsty gość na jeziorach Suwalszczyzny. – Nie wiem, czy są równie szybkie, ale brania świadczą o tym, że pływają dużo. Są przecież takie miejsca, każdy doświadczony podlodowiec dobrze o tym wie, że wystarczy mieć koło siebie dwa – trzy przeręble, by łowić w nich od rana do wieczora, a wyciągnięte na lód okonie mają brzuchy pełne rybek. Są też takie jeziora, znam ich wiele, gdzie okonie nie zawsze biorą. Łowi się je przez kilka – kilkanaście minut, po czym następuje przerwa. Gdy nadejdzie właściwa pora, w tych samych dziurach znowu są brania. Kiedy się przy stałej pogodzie chodzi na takie łowisko kilka dni pod rząd, to według brań można regulować zegarek.
Gdy wiosna już blisko, okonie bardzo zwiększają swoją aktywność. Zbliża się bowiem tarło. Wtedy też mamy największą szansę złowienia kilku dużych sztuk. Latem i zimą kilogramowe okonie łowimy przy okazji, razem z małymi i średnimi. Tomek ma sposób na letnie okonie. Duży biały twister rzuca tam, gdzie zobaczy, jak okonie atakują rybi drobiazg. Jednak pewności, że złowi sztukę kilogramową, nie ma żadnej. Podobnie zresztą jak Krzysztof, który jednak twierdzi, że najlepszą, choć nie stuprocentową porą na duże okonie z przerębla jest przedświt. Kiedy dnieje, okazy się gdzieś przenoszą i są nie do złowienia.
Wiosną trafić je o wiele łatwiej. Kiedy woda na płyciznach nagrzewa się do temperatury 12 st. C, okonie zaczynają się przenosić z siedzib zimowych ku brzegowi. Wahnięcia pogody sprawiają, że się czasem zatrzymują w miejscach zapewniających schronienie, ale z drogi do płycizn nie ma odwrotu, bo czas tarła wyznacza im biologiczny zegar. Najlepiej łowić je w północnych i zachodnich częściach akwenów. Słońce operuje tam najsilniej i woda może być cieplejsza nawet o kilka stopni. Przed tarłem takie miejsca działają na okonie jak magnes. Szczególnie dobre są małe zatoczki lub pomosty, a jeśli jeszcze na dnie będą tam gałęzie albo łodygi po zeszłorocznej trzcinie, to możemy być bardzo zadowoleni, trafiliśmy bowiem na prawdziwą bankową miejscówkę. Przeszkodą dla łowcy mogą być silne wiatry. Potrafią one tak wymieszać podgrzaną już na płyciznach wodę, że okonie nie będą miały interesu przybliżać się do brzegu.
Duże okonie rzadko kiedy biorą łapczywie, a cóż dopiero wiosną. Trzeba się więc liczyć z tym, że na wędce brania będziemy czuć słabo. Pozostaje tylko obserwować żyłkę. Przynęty więc muszą wolno tonąć lub być na granicy pływalności. Łowić będziemy nie głębiej niż półtora metra i wyłącznie w środkowej strefie wody, bo właśnie tam przebywają teraz okonie (przy okazji unikamy zaczepów). Dobre więc będą średniej wielkości gumy na małych jigach i wolno tonące woblery ze sterami, które podczas łowienia utrzymują je na jednakowym poziomie. Wydawałoby się, że przy delikatnych braniach żelazne przynęty są mało przydatne. Tymczasem przeciągnięcie przez łowisko dużej obrotówki lub wahadłówki, i to w dosyć szybkim tempie, przynosi całkiem dobre wyniki.
W niektórych sytuacjach skuteczność łowienia znacznie zwiększają przynęty o bardzo jaskrawych kolorach. Na woblerach wystarczy nakleić paski jaskrawej folii, można to zrobić nawet na łowisku. Jigi trzeba przygotować w domu. Bardzo ciekawy jest sposób polegający na tym, że małe główki okłada się grubą warstwą modeliny, a następnie utwardza ją w piekarniku albo we wrzącej wodzie. Modelina łatwo przyjmuje tusz z wodoodpornych flamastrów. Można też nadać główce taki kształt, że przy ściągnięciu przynęta będzie się podnosiła.
Przynęty podobne do naturalnego pokarmu okonie atakują bardzo ostrożnie. Robią to tak, jak gdyby nie chciały ich zjeść, lecz tylko pokosztować. Świadczy o tym sposób, w jaki się zaczepiają. Na woblerze zawsze wiszą na ostatniej kotwiczce, a jigowy haczyk jest ledwo wbity w skórę pyszczka. Najwięcej ataków można się spodziewać podczas bardzo wolnego opadu. Uderzenie okonia rzadko da się wyczuć na szczytówce. Żeby dostrzec branie, trzeba obserwować styk żyłki z powierzchnią wody. Trudne to łowienie zważywszy, że najgrubsza żyłka, jaką można stosować, ma średnicę 0,20 mm.
W czerwcowym numerze „Wędkarza Polskiego” z ubiegłego roku Marian Firlej opisał ciekawe spostrzeżenia państwa Wojciechowskich, którzy od kilkudziesięciu lat łowią wyłącznie okonie. Niejednokrotnie obserwowali oni zachowanie tych ryb w okresie przedtarłowym, który i nas tutaj interesuje. Okonie pływają w stadzie. Największa wśród nich jest ikrzyca, stale towarzyszy jej kilka mleczaków. Ryby są bardzo zajęte sobą i niewiele zważają na to, co się dzieje dookoła.
Można je – twierdzą Wojciechowsy – wyławiać jedną po drugiej, pod warunkiem że pierwszą naszą ofiarą nie będzie ikrzyca, bo wtedy cała reszta przestaje się czymkolwiek interesować. Wojciechowscy zauważyli także, że po tarle duże okonie, a są to prawie wyłącznie ikrzyce, wygrzewają się w płytkich wodach.
O tym, że tarłowy zegar biologiczny spędza okonie w ławice liczące od 5 do 15, rzadko do 20 sztuk, wiemy już z badań przeprowadzanych przez ichtiologów. Potwierdzają to także doświadczenia innych wędkarzy. Jeżeli uda im się złowić gdzieś jednego okonia, dużą ikrzycę, to łowią tam potem „do upadu”, a ich łupem są okonie – jak się to mówi – z jednej klasy: tak samo duże, tak samo ubarwione. Łatwo tu dostrzec różnicę w stosunku do tego, co mówią państwo Wojciechowscy. Nasi znajomi wędkarze uważają wyłowienie dużej ikrzycy za okoliczność pomyślną, bo po niej na haczyk trafia całe stado.
Z artykułu Firleja warto jeszcze powtórzyć informację o najlepszej okoniowej pogodzie. Otóż jest to „skraj ciśnienia”, czyli dzień przed jego raptownym spadkiem lub wzrostem. Łatwo to wytłumaczyć, bo przed owym „skrajem” pogoda zawsze jest stabilna, co na ryby świetnie wpływa, bo pęcherz pławny nie zmienia swej objętości.
Waldemar Rychter