Wskutek geograficznego położenia Norwegia nie jest rajem dla ryb karpiowatych, które lepiej czują się w ciepłych i bardziej prześwietlonych wodach. Mimo to, jedenastu przedstawicieli tej rodziny żyje w wodach słodkich, głównie na południu kraju. Z tego cztery gatunki zostały przywleczone przez człowieka, wśród nich karaś, który znalazł się nawet w jeziorku leżącym 30 km za kołem polarnym!
Przez prawie siedem miesięcy w roku akwen jest zamarznięty. Wówczas przy braku światła (noc polarna) następuje gnicie roślinności i woda traci tlen. Uczeni z muzeum w Tromsö zadali sobie pytanie: dlaczego ryby te są w stanie przetrwać długą zimę bez pożywienia i tlenu. Okazało się, że pomaga im alkohol wytwarzany przez organizmy karasi. Zimą zalegają one na dnie, niektóre zakopują się w mule. Przemiana materii ograniczona jest do minimum. Ryby opanowały jednak mechanizm zapewniający im dość energii.
Gdy jest zimno, a światło i tlen zanikają, ustaje wzrost i ryby zaczynają gromadzić w wątrobie zapasy pokarmu. Ma on postać glikogenu, ogromnej cząsteczki zbudowanej z długich łańcuchów połączonych cząsteczek cukru gronowego (glukoza). Wątroba stanowiąca latem 2% wagi karasia, zimą sięga aż 15%.
Do uzyskania energii z glikogenu karaś nie potrzebuje wolnego tlenu. W tym procesie powstaje jednak kwas mlekowy, który w większym stężeniu mógłby zabić rybę. Karaś rozwiązał ten problem przerabiając kwas na… alkohol wydalany później przez skrzela.
Norwegowie sprawdzili to w warunkach laboratoryjnych umieszczając karasie w akwarium z wodą ubogą w tlen. Ryby szybko przestawiły „technologię” przemiany materii i poczęły pędzić alkohol. Po pewnym czasie w wodzie i organizmach karasi stężenie wyskokowej cieczy sięgało promila! Finowie, którzy za kołnierz nie zwykli wylewać, wyliczyli, że w małym jeziorku karasie mogą w ciągu zimy dostarczyć surowca na 30 butelek wódki.