Kilometr brzegu umocnionego kamieniami, gęste zarośla, trzaskający pod nogami chrust i osuwający się grunt to nie najmilsza perspektywa dla wędkarzy uwielbiających łowić bolenie.
Po co godzinami przedzierać się przez zarośla ryzykując złamanie wędki, skoro na główce lub przykosie można nic nie złowić?
Inny obrazek to nowa, jeszcze nie zarośnięta opaska. Widowiskowe pogonie boleni za drobnicą kuszą każdego prawdziwego spiningistę. Po kilkugodzinnej zabawie w ciuciubabkę nawet najwytrwalsi mają dosyć boleni na dłuższy czas.
Ja również przez wiele lat nie przepadałem za tymi obiektywnie trudnymi miejscami do łowienia rap. Wielokrotnie obserwując rzekę przez lornetkę widziałem, że opaska jest jedynym miejscem, gdzie kręcą się aktywne bolenie, a mimo to wybierałem inne, bardziej komfortowe miejsce, skazując się w ten sposób na kiepski wynik. Od kilku lat dużo chętniej łowię bolenie przy kamiennych opaskach, do czego postaram się przekonać tych, którzy swojej niechęci jeszcze nie pokonali.

Na początku należy dobrze poznać opaski nad brzegiem swojej rzeki. Okazuje się, że opaska opasce nierówna. Różnią się one budową, wysokością i – co najważniejsze – ilością zawad leżących na dnie. Od nich i od poziomu wody zależy jak wiele zawirowań i odmętów powstaje przy brzegu. Którą z opasek zasiedlają bolenie, nie jest dziełem przypadku, choć trudno doszukać się jakiegoś schematu. Jeśli np. koryto rzeki jest wąskie, z szybkim nurtem, bez główek, to ryby nie mając wyboru zasiedlają je, pomimo niełatwych warunków. Szybko przystosowują się i sądząc po ich wadze żyje im się tu nie najgorzej. Polują z zasadzki schowane za każdym większym kamieniem lub gonią ukleje płynąc w bardzo małej odległości od brzegu. To powoduje, że niechętnie atakują przynętę prowadzoną więcej niż metr od kamieni.
Jednym z najważniejszych elementów wpływających na atrakcyjność opaski jest to, jak często odwiedzają ją wędkarze. Na tych nie zadeptanych ilość rap jest największa, a ich wielkość i forma imponująca. Okazy medalowe nie są rzadkością. Przy kamiennych brzegach rzeki, płynącej nawet w środku miasta, również można spotkać bolenie. Wędkarze mówią o nich “tresowane”. Złowić je próbowali prawie wszyscy. Uaktywniają się w momentach względnego spokoju, choć w sprzyjających warunkach atmosferycznych potrafią zachowywać się zuchwale, ochlapując sfrustrowanych gruntowców.

Innym elementem wpływającym na atrakcyjność opaski jest ich położenie względem stron świata. Na tych osłoniętych od zachodnich wiatrów częściej widać aktywne ryby, gdy w tym samym czasie po drugiej stronie rzeki falujące gałęzie skutecznie płoszą ukleje, co obniża aktywność interesującego nas drapieżnika.
Na opaskach będących w dosyć dobrym stanie technicznym istnieje pewien schemat w rozlokowaniu boleni. W górnym odcinku jest ich zdecydowanie mniej. Jeśli na czole opaski tworzy się cofka z dużą ilością zawirowań, to jest to z pewnością skupisko rap. Niestety ich wielkość nie dorównuje ich temperamentowi. Im bliżej końca opaski, tym robi się ciekawiej. Woda toczy w dół osuwające się kamienie, a na nich zatrzymują się gałęzie i inne przedmioty niesione przez nurt. Tworzą one ostoje dla drobnicy, co z kolei przyciąga drapieżniki. Temu odcinkowi należy zawsze poświęcać najwięcej uwagi. Żelazną zasadą jest jednak długa obserwacja łowiska, najlepiej z przeciwległego brzegu, i zapamiętanie miejsc, w których ataki na drobnicę powtarzają się najczęściej.
Najchętniej łowię na dzikich, mocno zarośniętych opaskach, dosyć nietypowo, bo z pontonu. Do łowienia używam nieco krótszego kija, którym manewrowanie pod wiszącymi gałęziami jest łatwiejsze. Płynę, a raczej przesuwam się od kamienia do kamienia w dół, bacznie obserwując wodę. Do kotwiczenia używam starej osęki, którą łatwo zahaczyć o gałęzie lub wystające z wody kołki. Dowiązuję do niej długi sznurek, który pozwala cicho się zatrzymać i bezszmerowo podejść rybę.

Niezbyt długie rzuty wykonuję w bezpiecznej odległości od wiszących gałęzi, po czym sprowadzam przynętę pod brzeg. Prowadzę ją w tempie umiarkowanym tuż pod powierzchnią. Jeśli przepływa ona przez wsteczny nurt, przyspieszam. W rwącym warkoczu prowadzę wolno, nie wykonując żadnych dodatkowych ewolucji. Przynęta miotana na prawo i lewo przez liczne zawirowania płynie bardzo naturalnie, pod warunkiem że nie jest zbyt ciężka.
Ukleje gromadzą się za każdą większą przeszkodą. Bolenie wybierają stanowisko poniżej, w pierwszym niewielkim załomie. Kiedy wyczują linią boczną, że uklejki zgromadziły się w dostatecznie dużej ilości, wyruszają na obchód. Na trasie ich patrolu następuje najwięcej ataków. Czasem boleń przepływa nieco powyżej przeszkody, aby szybko spłynąć z nurtem do swego stanowiska. Po ataku spłoszone ukleje uciekają w nurt lub w górę w kolejny odmęt, gdzie atakowane są przez kolejnego bolenia. Wygląda to czasem tak, jak gdyby to jedna ryba przez kilkadziesiąt metrów nękała drobnicę. Bardzo rzadko widywałem wycieczki bolenia na stanowisko sąsiada.
Często udaje się złowić rapę na widzianego. Doświadczeni wędkarze potrafią w morzu zawirowań bezbłędnie wypatrzyć ślad płynącej ryby. Blaszka podstawiona im pod nos doskonale je prowokuje. Należy to wykonać tak, aby przynęta ukazała się rybie płynąc po skosie z nurtu do kamieni, a nie zza ogona, bo to je bardzo płoszy. Jeśli nie widać ataków boleni na powierzchni, nie znaczy to, że nie można liczyć na sukces. W takich dniach często stoją one tuż za podwodną przeszkodą w miejscu, gdzie niedawno skupiały się ukleje. Biorą zdecydowanie krótkim szusem bez długiego przyglądania się przynęcie. Kiedy zaprzestają żerować, schodzą do dna na granicę kamieni i piasku i sprowokowanie ich do ataku jest mało prawdopodobne.
Nie dotyczy to największych sztuk, które z wiekiem tracą temperament i najchętniej stoją przy dnie polując na drobne ryby różnych gatunków. Są jednak dni, kiedy i one zaznaczają swoją obecność na powierzchni. Jeśli jesteśmy w tym dniu nad wodą, nie przegapmy tego momentu. Do ataku prowokuje je bardzo lekka wahadłówka lub wąski wobler, o jak najdrobniejszej akcji, trzymany nad ich stanowiskiem. Wystarczy tylko cierpliwie czekać z dobrze wyregulowanym hamulcem.
Dobrym miejscem jest również zakole za opaską, choć na ryby tu żyjące lepiej jest zapolować z brzegu, prowadząc przynętę klasycznie z nurtu na spokojną wodę po skosie w dół.
Jak zwykle, oprócz cichego podejścia, o sukcesie decyduje przynęta. Ta idealna powinna pływać jak ukleje przy opasce, szybko machać ogonkiem i niezbyt szybko, nierównym rytmem, przesuwać się pod prąd. Oprócz znakomitych rybek Little Fish, sprawdzają się tu sprężyste twistery w rozmiarach 5 i 7 cm. O ich skuteczności decyduje to, jak wiele starań włożymy w dostosowanie ich do naszego łowiska. Przypomnę, że skracanie ogonka przyspiesza jego falowanie. Spłaszczenie korpusu na gorąco i pocieniowanie od góry flamastrami wodoodpornymi, upodabnia go do ryby.
Niezwykle istotne jest dobranie odpowiedniej główki. Najlepiej nadają się do tego główki do zbrojenia ripperów, tzw. shad jig head. Mają one kształt trójkąta prostokątnego i są łatwe do wykonania bez formy odlewniczej. Wystarczy wypiłowany z ołowiu trójkąt nadciąć brzeszczotem i w powstałym rowku zakuć haczyk jigowy. Po naklejeniu hologramowego oczka i utrwaleniu srebrnego połysku ołowiu w lakierze wodoodpornym mamy doskonałą główkę.
Wędkarzy, którzy opanowali sztukę wykonywania woblerów, namawiam do łączenia gumek z głową woblera. Taka pływająca guma może okazać się idealną przynętą do łowienia ryb w trudno dostępnych miejscach. Innym pozostaje prosty fortel polegający na delikatnym zahaczeniu gumki o suchy patyk i puszczeniu w nurt.
Przy opaskach nie zarośniętych łowię z brzegu posuwając się pod prąd. Jeśli ryby nie są zbyt aktywne, zajmuję miejsce poniżej stanowiska bolenia i czekam na moment, kiedy się uaktywni. Jeśli bolenie grasują, dosyć szybko podążam od miejsca do miejsca. Po godzinnej przerwie można obchód powtórzyć. Rzuty najlepiej wykonywać siedząc nisko, lecz nie radzę kłaść się plackiem na kamieniach. Tylko bardzo doświadczeni w łowieniu rap wędkarze wiedzą, kiedy na co mogą sobie pozwolić.
Największym problemem jest dobranie odpowiedniej przynęty. Uciekająca z nurtem ukleja płynie na przemian szybko, aby po chwili spływać siłą rozpędu. Nie dosyć, że większość przynęt nie potrafi tak pływać, to prowadzone z nurtem wolno ruszają ogonkami. Dobrą przynętą w tych warunkach może okazać się ripper. Jeśli ma wiotki ogonek, można go podrasować, wycinając najcieńszą część ogona i na powrót łącząc z korpusem za pomocą lutownicy. Umiejscowienie główki wewnątrz rippera wprowadza go w dodatkowe drobne drgania, co znacznie go uatrakcyjnia.
Reakcja drobnicy na naszą przynętę jest ważnym źródłem informacji. Jeśli ucieka ona na jej widok w popłochu, koniecznie należy dokonać zmian. Może to być zwolnienie tempa prowadzenia, zwiększenie częstotliwości drgań lub wymiana na mniejszą. Niedostosowanie się do warunków powoduje, że drobnica się płoszy, na co bolenie zareagują zaprzestaniem żerowania.
W jakich godzinach wybrać się na polowanie? Największy wpływ na aktywność boleni mają warunki meteorologiczne. Poznanie tych zależności wymaga bardzo wiele czasu, ale cierpliwość będzie w przyszłości nagrodzona. Na większości opasek w czasie wyżowej pogody bolenie są najruchliwsze w środku dnia. Im lepsze warunki, tym wcześniej zaczynają się gonitwy i dłużej trwają. Na opaskach nie zarośniętych, oddzielonych od brzegu trawersami, jest nieco inaczej. Brak zarośli powoduje, że na wodzie siada niewielka ilość owadów, które zbiera ukleja. Bolenie polują w ciągu dnia ze zmiennym natężeniem. Często pod wieczór po upalnym dniu potrafi się tu rozpętać prawdziwe piekło (dla uklei). Najbardziej stabilnymi łowiskami są brzegi umocnione faszyną i kamieniami.
Zmiany poziomu wody mają niewielki wpływ na żerowanie ryb. Wczesną wiosną, kiedy woda przelewa się przez kamienie i wlewa w trawersy, ryb należy szukać od strony brzegowej. Kiedy poziom wody zaczyna się obniżać, bolenie powracają w główny nurt. Tu przez kilka dni czekają na ukleje, które czując co je czeka, zwlekają z powrotem. Pod koniec wiosny i na początku lata opaska nadal jest atrakcyjnym łowiskiem, choć przegrywa w konkurencji z innymi stanowiskami. W środku lata są one często jedynymi czynnymi łowiskami.
Na początku jesieni nad wodą zapada cisza. Jest to okres przegrupowania boleni. Gromadzą się one w pobliżu zimowych stanowisk. Bolenie z opaski jako ostatnie opuszczają swoje stanowiska. Dlatego w okresie tym można przy opasce znakomicie połowić. Tak zwane “tresowane” bolenie najczęściej są największą ozdobą miejsc, w których żyją, dlatego nigdy ich nie niepokoję. Niech cieszą oczy prawdziwych wędkarzy jak najdłużej. Bez nich Wisła nie będzie tą samą rzeką.
Robert Hamer