środa, 12 lutego, 2025
Strona głównaBez kategoriiRATUNEK W SZCZUPAKU

RATUNEK W SZCZUPAKU

Jeszcze niedawno publicznie nie wypowiadano się na ten temat, bowiem socjalistyczna Polska potrzebowała ogromnych ilości żywności, szkoda, że nie dla swoich obywateli. Bezkrytycznie więc podporządkowywano przyrodę doraźnym potrzebom. Do naszych wód trafiło wiele obcych gatunków, a dorabiana do tego ideologia, że jest to ze wszech miar działanie pożyteczne, tak mocno utkwiła niektórym w głowach, że do dzisiaj idą “w zaparte”.


Nie można jednak w żaden sposób zaprzeczyć wynikom rzetelnych badań. Z artykułu “Ratunek w szczupaku”dowiecie się wiele o tym problemie, który upubliczniony został dzięki zielonogórskiemu inspektoratowi Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska.

Miniona obfitość szczupaków w mazurskich jeziorach nie jest tylko legendą. Zachowały się bardzo dokładne zapisy prowadzone przez Zakon Krzyżacki, dotyczące osadnictwa na tym terenie. Jest wśród nich sprawozdanie z pierwszego sieciowego połowu ryb na jeziorze zwanym wówczas Dołg, a obecnie Tałtowisko (pow. 327 ha). Wyciągnięto wówczas kilka tysięcy szczupaków, ale liczono tylko osobniki powyżej 10 kg! Fakt ten przywołuje prof. Karol Opuszyński w swej pracy “Wpływ gospodarki rybackiej, szczególnie ryb roślinożernych, na jakość wody w jeziorach” (Biblioteka Monitoringu Środowiska, Zielona Góra 1997).

Szacuje się, że w jeziorach środkowej Europy przeciętna biomasa drapieżników wynosi 17 – 50 kg/ha, a ryb spokojnego żeru 140 – 220 kg/ha. Udział szczupaków określa się na 5 – 12 proc. Tymczasem, aby te drapieżniki mogły oddziaływać na liczebność ryb, powinny stanowić co najmniej 25 – 30 proc. Nic więc dziwnego, że ryby spokojnego żeru wymknęły się spod kontroli szczupaków. Ma to nie tylko negatywny wpływ na ichtiofaunę, ale – pisze prof. Opuszyński – nawet na czystość wody.


Ryby nie tylko pływają w jeziorze, ale również jedzą, wydalają mocz i kał, ryją w dnie, wzruszają osady, przyczyniając się tym do przyspieszenia obiegu materii. Na przykład w Jeziorze Mikołajskim intensywne żerowanie płoci i wzdręgi w ciągu 120 dni uwolniło około 2,7 tony materii organicznej, 133 kg azotu i 11,8 kg fosforu – ilości wystarczającej do rozwoju 12 ton glonów! Obliczono, że płocie między majem a wrześniem potrafią w formie odchodów wprowadzić do jeziora około 30 proc. rocznego dopływu fosforu, pierwiastka odpowiadającego w głównym stopniu za eutrofizację polskich jezior. W jeszcze większym stopniu czynią to żerujące na dnie karpie, leszcze i jazgarze, które ponadto niszczą system korzeniowy roślin oraz pogarszają warunki świetlne na skutek mącenia wody. Za sprawą przemieszczających się w toni ryb pelagicznych (sieja, sielawa, stynka, ukleja) biogeny dostają się do powierzchniowych warstw wody. Ta tzw. eutrofizacja wewnętrzna może wywierać bardziej negatywny wpływ aniżeli dopływ biogenów z zewnątrz (ścieki, nawozy itp.).


Zimą 1977/78 w Jez. Suskim koło Elbląga (silnie przeżyźnionym, o pow. 63 ha i średniej głębokości 2 m) na skutek przyduchy wyginęły wszystkie ryby. Wiosną nie odnotowano tarła ani pojawienia się narybku. Od tego czasu rozpoczęła się autorekultywacja jeziora. Rozwinęły się duże dafnie, dno zarosło roślinnością naczyniową, a woda stała się przejrzysta. Przykładów, kiedy zagłada ryb szybko przyniosła radykalną poprawę jakości wody, w Polsce i na świecie odnotowano wiele. W niektórych wypadkach nawet całkowite odcięcie dopływu ścieków nie spowodowało takiego “cudu”, co zniknięcie ryb z jeziora.


Kolejny przykład z naszego podwórka – mazurskie jez. Wirbel. W tym niewielkim jeziorze (11 ha) już po trzech latach od czasu celowego wytrucia ryb w roku 1991 stwierdzono wzrost przejrzystości wody o 30 proc., ponad dwukrotnie spadła ilość zawiesin, a 2,8-krotnie zmniejszyła się biomasa fitoplanktonu. Kogo jednak może cieszyć wizja czystych, ale martwych jezior?

Na świecie przeprowadzono wiele prób poprawy jakości wód, wykorzystując do tego same ryby. W Polsce manipulowano przede wszystkim amurem i białą tołpygą. Wydawało się, że ryby odżywiające się roślinami (amur) lub fitoplanktonem (tołpyga) ograniczą najdotkliwsze przejawy eutrofizacji. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Amury niszczyły całe zespoły najcenniejszych roślin, pozbawiając inne ryby tarlisk i kryjówek dla wylęgu i narybku. Doprowadzało to, jak w jez. Dgał Wielki koło Giżycka, do całkowitego załamania połowów, albo – co spotkało zbiornik Goczałkowicki – do wzmożonego zakwitu glonów. Rola tołpygi natomiast sprowadziła się do wychwytywania z toni obumarłej i żywej materii, jej dalszego rozkładu i szybkiego transportu w postaci fekalii do strefy dennej, co spowodowało szybszy obieg materii i znaczny wzrost eutrofizacji. Czy więc rybackie zabiegi są w stanie uruchomić procesy, które doprowadzą do poprawy jakości wód?


Prof. Opuszyński wraca do eksperymentu w jez. Wirbel, przeprowadzonego przez naukowców z Zakładu Hydrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego. Po wytruciu ryb okazało się, że szczupaki stanowiły tylko 17,4 proc. ogólnej ilości. Truciznę zastosowano, gdyż trzyletnie intensywne zarybienia wylęgiem i narybkiem tego drapieżnika nie przyniosły spodziewanych efektów. Szczupaki jednak przebudowały strukturę wiekową ryb. Normalnie struktura ta przypomina piramidę, której podstawę stanowią roczniki najmłodsze i najliczniejsze. Tutaj ta piramida stanęła na głowie. Najliczniejsze były starsze roczniki płoci, których małe szczupaki nie potrafiły jeszcze atakować, zaś młode zostały wycięte prawie w pień. Gdyby kontynuowano zarybienia szczupakiem, prawdopodobnie poprawa jakości wody zostałaby osiągnięta bez wytrucia ryb. Na skuteczność użycia szczupaka dla odrodzenia się jezior wskazują rezultaty w innych krajach. Eutroficzne jezioro o pow. 15 ha w Danii zarybiono młodym szczupakiem, wpuszczając od 350 do 2400 sztuk na hektar. Już w pierwszym roku stwierdzono zmniejszenie się ilości wylęgu płoci, wzdręgi i okonia, w następnym z jeziora zniknął zupełnie jazgarz. Tempo wzrostu szczupaka było wysokie, zwiększyły się również przyrosty okoni.


I jeszcze jeden przykład za prof. Opuszyńskim: sytuacja, której każdy z nas, wędkarzy, chciałby doczekać w swoim ukochanym jeziorze. W dużym (2700 ha) i płytkim (średnia głębokość 1,5 m) zdegradowanym jeziorze w Holandii woda stale pozostawała mętna i prawie zupełnie pozbawiona roślin. Zimą odłowiono 425 ton ryb spokojnego żeru i jednocześnie wpuszczono szczupaki. W roku 1990, przed podjęciem zabiegów rybackich, podwodne łąki ramienicy zajmowały tylko 1 ha, po trzech latach ich powierzchnia zwiększyła się aż do 450 ha, a woda nad nimi pozostawała przejrzysta przez całe lato. Ratunek więc w szczupaku!
Opr. Wiesław Branowski

Profesor Karol Opuszański wykłada na Katedrz Ekologii i Ochrony Środowiska Państwowej Wyższej Szkoły Rolniczo – Pedagogicznej w Siedlcach. W latach 1988-93 przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykładał na Uniwersytecie Floryda i prowadził badania nad biologicznymi metodami przeciwdziałania eutrofizacji oraz oczyszczania ścieków. Wykładał m.in. w Olsztynie, Siedlcach, Reading (W. Brytania), Szanghaju i Gainseville (USA). Wkrótce ukaże się jego książka “Wpływ gospodarki rybackiej, szczególnie ryb roślinożernych, na jakość wody
w jeziorach”.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments